W naszym województwie mamy wiele świetnych imprez biegowych, na których można liczyć na wsparcie Pacemaker-ów. Niestety są to najczęściej przypadkowe osoby z łapanki.
Sam pomysł zaproszenia zajączków na bieg jest bardzo dobry. Można ich spotkać nawet na biegach o długości 10 kilometrów. Rolą zajączka biegnącego z balonikiem jest prowadzenie grupy osób na konkretny czas na mecie. W świecie biegowym są dwie przyjęte metody:
- pierwsza to równy bieg, w którym każdy kilometr pokonywany jest w dokładnie określonym czasie
- druga to tak zwany negative split, który polega na wolniejszym pokonaniu pierwszej części biegu, aby zachować siły na drugą połowę i móc jeszcze pod koniec przyspieszyć
W mojej ocenie prócz biegu na konkretny czas powinni również motywować grupę i pilnować czy wszyscy są w dobrej formie, ewentualnie pomagać i doradzać np na punktach odżywczych.
W tym roku postanowiłem pobiegać trochę za zajączkami, aby zobaczyć jak dokładnie wygląda ich praca. Szczerze mówiąc jestem mocno rozczarowany, żeby nie powiedzieć bardziej dosadnie.
Poniżej przykład z jednego z wielkopolskich półmaratonów.
Grupka, która rozpoczęła bieg z zajączkami liczyła około 25 osób. Celem było uzyskanie czasu na poziomie 1:50 netto na mecie. Plan był – jak domyślam się po rozmowach – biec równo każdy kilometr, czyli 5:13 min/km. Pierwszy kilometr wystrzelili jak z procy i pobiegli za szybko, tylko po to, aby następny mocno zwolnić. Kolejne osiem kilometrów w miarę równo ale za wolno. Połowa dystansu, czyli 11 kilometr to duże zwolnienie, była górka ale nie aż tak duża, aby zgubić 10 sekund, tym bardziej, że był również zbieg. Kolejne kilometry to już straszne szarpanie tempa, a ostatnie 2 kilometry to już tempo na poziomie 5:00 min/km. Ostatnie kilkadziesiąt metrów było na tempie 4:15 min/km. Na metę w założonym czasie dotarła 2 osoby.
Poniżej zrzut z endomondo, bieg był zapisywany na zegarku Garmin 920 TX
Jeśli chodzi o pozostałe kwestie to zajączki były strasznie głośne i zagadane. Rozbawili mnie kiedy będąc już za punktem odżywczym nagle jeden z nich krzyknął „pijemy”, cześć osób pobiegła, a cześć został, aby się napić i już nas nie dogonili. Motywowanie grupy polegało głównie na sporadycznych okrzykach „Nie zostawać z tyłu, gońcie”.
Generalnie w mojej ocenie wyszło to bardzo słabo. Zające zdecydowanie nie spełniły swojej roli, a ich wzajemne gratulowanie sobie sukcesu na mecie było po prostu żałosne.
Wnioski dla biegaczy:
Sprawdzajcie to co robią zające, jeśli widzicie, że coś jest nie tak, to nie przejmujcie się nimi i róbcie swoje. Zając też człowiek może popełnić błąd.
Wnioski dla zajączków:
Jak już się czegoś podejmujecie to najpierw sprawdźcie, czy Was to nie przerośnie i przypadkiem nie zmarnujecie komuś wielotygodniowych treningów. Sprawdźcie najpierw na jakimś biegu czy realizujecie założone cele tempowe, zaproponujcie znajomym, że ich pociągniecie, sprawdźcie czy pilnujecie picia i motywujecie znajomych w trudnych chwilach.
Wnioski dla organizatorów biegów:
Sprawdzajcie chętnych na zajączki, niech udowodnią, że potrafią trzymać równe tempo na całym dystansie (np przez podesłanie plików gpx z innych biegów). Zapytajcie o doświadczenie, niech chociaż jedna osoba na dany czas ma już doświadczenie w prowadzeniu grup.