Wanda Panfil to jedna z najlepszych zawodniczek w historii światowego maratonu. Jedyna polka, która zdobyła tytuł mistrzyni świata w tej konkurencji. Zwyciężała w najważniejszych i prestiżowych maratonach w Londynie, Nowym Jorku i Nagoi oraz w Bostonie. 14-krotna mistrzyni Polski, 13-krotna wicemistrzyni oraz 9-krotna rekordzistka kraju. Wanda Panfil będzie gościem specjalnym 25. Półmaratonu PHILIPS Piła, a zawodnicy którzy dotrą do mety otrzymają medal z jej wizerunkiem.
Pani Wando, ostatnio kojarzona była Pani głównie z Meksykiem, gdzie Pani mieszkała oraz pracowała. Jak jest teraz?
Dzisiaj mieszkam w Polsce. Nie wiem jeszcze, czy zostanę już tutaj na stałe, czy wrócę do Meksyku. Myślę, że do końca roku podejmę decyzję.
Na mecie jubileuszowego 25. Półmaratonu PHILIPS Piła na uczestników biegu będą czekać medale z Pani wizerunkiem. Czy zobaczymy Panią na trasie tego półmaratonu?
Nie, raczej nie. Z Henrykiem Paskalem, który organizuje pilski półmaraton uzgodniliśmy, że w Pile pojawię się jedynie jako gość honorowy. Ewentualnie wezmę udział w Biegu VIP na dystansie 1000 metrów, a potem będę obserwować zmagania Mistrzostw Polski.
Czy podczas swojej bogatej kariery kiedykolwiek startowała Pani w Pile?
Nie, o ile sięgam pamięcią to nie miałam okazji startować w Pile. Chyba, że weźmiemy pod uwagę naprawdę dawne czasy i moje juniorskie starty w przełajach, to wtedy faktycznie w Pile gościłam. Ale to było strasznie dawno.
Biegała Pani praktycznie wszystkie dystanse od 800m do maratonu. Jaki był Pani ulubiony dystans?
Na pewno maraton nie był moim ulubionym dystansem, chociaż wychodził mi chyba najlepiej. Jednak samo przygotowanie było bardzo monotonne, na dodatek trzeba było mieć silną głowę. Podczas startów dawałam z siebie wszystko, wierzyłam w siebie i byłam pewna, że to co robiłam na treningach, przyniesie efekt na zawodach. Maraton polega na tym, że można odbyć nie wiadomo jakie treningi, ale jak się nie ma głowy, to do niczego na tym dystansie się nie dojdzie. Natomiast takim zdecydowanie ulubionym dystansem były biegi na 3 km, których co prawda nie mam wiele na koncie, ale te starty bardzo lubiłam. Pamiętam, jak po zwycięskim maratonie w Bostonie, pobiegłam w Brukseli na Grand Prix właśnie na dystansie 3 km i tam z czasem 8:52 pobiłam rekord Polski.
Można powiedzieć, że Polacy masowo rzucili się do uprawiania biegów. Większe biegi z łatwością gromadzą na starcie po kilka, kilkanaście tysięcy zawodników. Czy w Meksyku, gdzie obecnie Pani pracuje jako trenerka lekkoatletyczna, też można zaobserwować taki boom na bieganie?
Zdecydowanie! Moda na bieganie do Meksyku przyszła ze Stanów Zjednoczonych i np. jest kilka biegów podczas jednego weekendu, gdzie organizatorzy nie mają problemów ze zgromadzeniem na starcie kilku tysięcy uczestników. To jest naprawdę olbrzymia frekwencja i tylko wypada się cieszyć, że jest taka moda na bieganie zarówno w Polsce jak i w Meksyku.
Pani Wando, proszę opowiedzieć o swojej pracy w Meksyku. Wiem, że Pani wychowanek Jose Antonio Uribe Marino, reprezentant Meksyku na Mistrzostwa Świata w maratonie, osiąga bardzo dobre wyniki. Czym różni się praca szkoleniowa w Meksyku od Polski?
Akurat podczas naszego zgrupowania w Spale Jose Antonio doznał kontuzji, jednak wykonana tu praca przyniosła efekty trochę później. Pojechaliśmy do Houston i tam pobiegł maraton na 2:08:00. Cieszę się bardzo, że mój wychowanek już w swoim trzecim maratonie osiągnął tak dobry wynik. Jose Antonio Uribe Marino przyjedzie za dwa tygodnie do Polski i wstępnie planujemy, że pobiegnie właśnie podczas 25. Półmaratonu PHILIPS Piła. Bardzo mi na tym zależy, żeby tutaj pobiegł, ponieważ naszym startem docelowym jest maraton w Berlinie, a pilska połówka jest świetnym przetarciem przed tą imprezą.
Różnice w pracy szkoleniowej w Polsce i Meksyku na pewno leżą w sferze mentalnej. Polacy chcieliby bardzo szybko dojść do wyników, a na to jednak trzeba trochę poczekać. Najpierw trzeba wykonać pracę, a potem dopiero oczekiwać wyników. W Meksyku nie mam z tym problemu, tam o wiele lepiej mi się pracuje, bo oni nie mają żadnego „ale”. Wykonują wszystko to, co im mówię, bo dla nich ja jestem mistrzynią. Jeśli jest szacunek to są i wyniki, jeśli jednak tego szacunku dla trenera nie ma, w ogóle nie ma na co liczyć.
Czy możemy liczyć, że Wanda Panfil kiedyś będzie szkoliła swoich następców w Polsce?
Szczerze mówiąc nie wiem, nie jestem w stanie dziś złożyć takiej deklaracji. Tym bardziej, że zauważyłam, że bardzo ciężko się pracuje z Polakami. Po tylu latach spędzonych przeze mnie w Meksyku, ja chyba mówię już innym językiem i nie wiem czy moglibyśmy się dogadać. Polacy chcieliby bardzo szybko dojść do wyników, a to jednak trzeba trochę poczekać. Talent do biegania to nie wszystko, u podstaw każdego sukcesu leży ciężka praca. Zauważyłam również, że polscy biegacze nie lubią startować w Polsce, wielu z nich ciągnie za granicę. Ma to jednak sens wtedy, gdy się ma wyniki. Bez dobrej formy, popartej nabieganymi czasami biegacza za granicą praktycznie nie może liczyć na nic. Okazją do zdobycia pozycji w świecie biegów długodystansowych są takie imprezy jak np. Mistrzostwa Świata. W żadnym razie nie wolno lekceważyć takich zawodów, zastanawiać się, czy ważniejsze są Igrzyska Olimpijskie, duże maratony na świecie czy mistrzostwa wojskowe. Zawodnicy po to przygotowują się przez kolejne sezony, aby w końcu zmierzyć się o laur najlepszego na świecie reprezentując Polskę. Nie rozumiem zawodników, którzy kalkulują, czy im się opłaca taki start czy nie. Ze swojej strony powiem tylko jedno – być Mistrzynią Świata to niezwykłe uczucie. Cały świat na Ciebie patrzy!
Czym według Pani różniło się bieganie kiedyś od biegania dzisiaj? Czy są w ogóle jakieś różnice?
Nie wiem jak teraz się tutaj pracuje bo przecież mieszkałam w Meksyku, ale kiedyś bardzo dużo się pracowało na wybieganiach. Nie były to jednak długie wybiegania, najdłuższe wykonywałam na dystansie 24 kilometrów raz w tygodniu i to mi w zupełności wystarczało. Czułam się znakomicie. Nie wiem po co dzisiaj zawodnicy tyle kilometrów biegają przed maratonami.
A dlaczego złapałam kontuzję tuż przed Igrzyskami Olimpijskimi w Barcelonie? Niepotrzebnie chciałam pobić rekord świata. Nie miałam wtedy trenera, a wszyscy mi podpowiadali: pobiegaj więcej i dłużej to będzie lepiej. A jednak mi zaszkodziło. Gdybym umiała się powstrzymać to wystartowałabym na olimpiadzie z naprawdę dużymi szansami na medal. Tak się jednak kiedyś pracowało. Nie było żadnych odżywek, lekarzy, tak jak dziś. Tylko ciężka praca, najczęściej w górach.
Jaki bieg ze swojej bogatej kariery wspomina Pani najlepiej? Jest coś, czego Pani żałuje?
Żałuję to może za dużo powiedziane, ale z pewnością mam niedosyt jeśli chodzi właśnie o Igrzyska Olimpijskie w Barcelonie. Patrząc na moje wyniki w 1992 roku byłam faworytem numerem jeden do medalu olimpijskiego. Sama byłam pewna, że przywiozę ten medal dla Polski w maratonie. Jednak kontuzja sprawiła, że się nie udało. I tutaj taki niedosyt mam, bo miałam naprawdę znakomite wyniki, wygrane w najważniejszych maratonach na świecie, na koncie Mistrzostwo Świata, a nie mam właśnie medalu olimpijskiego. Tego jednego nie udało mi się zdobyć.
W wywiadzie w 2013 roku wspominała Pani, że wciąż regularnie biega i startuje w zawodach, a dystans półmaratonu pokonuje w 1:17:00-1:21:00. Czy wie Pani, że z taki wynik, w rozegranym w zeszłym roku Półmaratonie PHILIPS Piła pozwoliłby Pani zająć miejsce na podium Mistrzostw Polski kobiet w półmaratonie?
Zgadza się, do 2013 roku jeszcze bawiłam się bieganiem trenując innych zawodników. Nie powiem, przychodziło mi to dość łatwo, przy relatywnie niedużej pracy osiągałam dobre wyniki. Jeszcze w 2013 roku biegałam 10km po 35 minut i nawet niektóre biegi wygrywałam w kategorii open! Jednak ze względu na opiekę nad chorą mamą, nie miałam już tyle czasu na bieganie, zwłaszcza na przygotowania. Nie ma się co oszukiwać, bez porządnych przygotowań nie osiągnie się dobrych wyników. Teraz rywalizację o czołowe lokaty zostawiam młodszym zawodnikom i zawodniczkom.
Pomimo, że długo mieszkała pani poza krajem, to fani biegania ciągle pamiętają nazwisko Wandy Panfil. Co chciałaby Pani im przekazać?
Na pewno chciałabym serdecznie podziękować Henrykowi Paskalowi za to, że pamiętał o mnie i że jestem dla niego na tyle ważną zawodniczką, że w tym roku na medalu 25. Półmaratonu PHILIPS Piła znajdzie się mój wizerunek. To jest dla mnie bardzo cenne. Jestem wdzięczna za pamięć, bo przecież tyle lat mnie nie było w Polsce, a jednak są osoby, które jeszcze pamiętają Wandę Panfil.